Dla autochtonów Góra św. Anny jest środkiem świata. Punktem, który organizuje przestrzeń i tożsamość. Przez kilkaset lat była dla nich namiastką Jeruzalem, do którego chodzili się modlić i użalać nad swoim losem.
Dla autochtonów Góra św. Anny jest środkiem świata. Punktem, który organizuje przestrzeń i tożsamość. Przez kilkaset lat była dla nich namiastką Jeruzalem, do którego chodzili się modlić i użalać nad swoim losem. Z upływem lat Góra św. Anny stała się symbolem Górnego Śląska i trwania przy własnej, niezależnej tożsamości. Nie jest wykluczone, że w pewnym sensie jest ona również kontynuacją tradycji templariuszy.
Góra św. Anny jest bodaj jedynym większym wzniesieniem na Górnym Śląsku. Jest samotną pozostałością po bazaltowym wulkanie, który na przestrzeni milionów lat pokryty został warstwą wapienia. Nie ma na to co prawda dowodów archeologicznych, ale z dużym prawdopodobieństwem można przyjąć, że w czasach przedchrześcijańskich była miejscem kultu. Przed wiekami takie obiekty przestrzenne stanowiły symbol zetknięcia ziemi z niebem i w ten sposób tworzyły sferę sacrum. Przypuszczalnie góra spełniała podobną rolę, jak Sobótka na Dolnym Śląsku. Początkowo nazwa góry była bardzo banalna. Mówiono o niej Chelm, czyli pagórek.
Gdzieś między XIII a XVI wiekiem powstała kolejna jej nazwa, Georgenberg, wywodząca się od św. Jerzego. Nie był to zapewne przypadek, ponieważ św. Jerzy był jednym z najważniejszych patronów templariuszy i często z nimi kojarzony. Templariuszy z Francji na Śląsk sprowadziła św. Jadwiga. Ich główną komandorią była Oleśnica Mała. To wokół niej zbudowali oni swoje imperium. Po likwidacji zakonu w roku 1312 wraz ze zgromadzonymi tam skarbami opuścili ją. Dalszy ich los oraz legendarnego majątku, który ze sobą zabrali, jest do dziś nieznany. Tymczasem w tym samym 1312 roku na dworze opolskiego Księcia Bolka pojawił się bardzo majętny rycerz o francuskobrzmiącym nazwisku Nicolaus de Strel. On i jego potomkowie (później także von Stral, von Skal) nabyli później na Górnym Śląsku liczne dobra. W ludowej tradycji uchodzą one za miejsca związane z tradycją templariuszy, jak na przykład Tempelberg w Obrowcu. Nabyli oni również Górę Św. Anny, na której zbudowali kaplicę św. Jerzego. Tego samego, który był patronem templariuszy. Od tego momentu Góra stała się sanktuarium chrześcijańskim. Na jednej z pierwszych map Górnego Śląska z roku 1561 widnieje jeszcze nazwa Georgenberg (Góra Jerzego).
Przez pewien czas w wyobrażeniach o Górze dominował obraz ognia. Nie do przecenienia jest tutaj skojarzenie z martyrologią templariuszy spalonych na stosach 18 marca 1314 roku. To wyobrażenie mogło też być związane ze zwyczajem pielgrzymek na Górę przy świetle pochodni i świec. Ale i to zapewne nie był przypadek. Z czasem jednak mity o rycerzach utraciły na społecznej atrakcyjności i zmieniły się tęsknoty wiernych. Dlatego przypuszczalnie symbolika Góry została co prawda zredefiniowana, ale utrzymana w tradycji templariuszy. Patronką Góry stała się teraz mieszkanka Ziemi Świętej, babka Jezusa Chrystusa, św. Anna. Pamiętać należy, że zakon templariuszy powstał w Jerozolimie i tam miał swoją główną siedzibę. Istnieje co prawda mało przekonująca legenda zakładająca, że relikwie św. Anny trafiły na Górę św. Anny z Jeruzalem za sprawą księcia Georga von Sachsen. O wiele bardziej wiarygodna wydaje się hipoteza, że na Górny Śląsk przywieźli je templariusze, i że po 1312 roku przechowane były przez ich potomków. Sprawa wydaje się niewyjaśniona. Tym bardziej, że o okolicznościach przekazania relikwii na Górę nic nie wiadomo. Nie wydaje się jednak przypadkiem, że relikwia św. Anny stała się publiczną własnością koło roku 1631, kiedy to Górę św. Anny ponownie odkupił hrabia Rzeszy (Reichsgraf) Melchior von Gaschin. Jego matka pochodziła z domu von Strel (Skal). W roku 1637 hrabia zbudował na Górze kościół, poświęcony św. Annie, w którym umieścił figurę z relikwią świętej. Przełomowym momentem w historii Góry św. Anny stały się czasy potopu szwedzkiego, podczas którego spłonął klasztor Ojców Franciszkanów w Krakowie. Zakonnicy przywędrowali na Górny Śląsk wraz z innymi najważniejszymi przedstawicielami państwa polskiego i samym królem Janem Kazimierzem. Polski dwór znalazł schronienie u górnośląskiego hrabiego Rzeszy (Reichsgrafa) Franza Eusebiusa von Oppersdorff, którego pałac w Głogówku stał się od 7 października 1655 roku siedzibą rządu polskiego na emigracji. Małe miasteczko nie było w stanie pomieścić wszystkich uchodźców z ówczesnej Polski. Część z nich rozlokowana została w okolicznych wioskach. Krakowskim zakonnikom schronienia udzielił Reichsgraf Melchior von Gaschin, uchodzący za jednego z najbardziej znaczących arystokratów na całym ówczesnym Śląsku. Hrabia przed awansem do administracji cesarskiej we Wrocławiu pełnił w księstwie opolsko-raciborskim funkcję namiestnika cesarza. W przybyciu franciszkanów bezdzietny Gaschin upatrywał przypuszczalnie szansy nawiązania do rodzinnych tradycji związanych właśnie z templariuszami. Nie mógł tego zrobić jednak otwarcie, ponieważ zakon był zakazany. Za zgodą przebywającego wówczas w Głogówku króla Polski, Jana Kazimierza, 19 października 1655 roku podpisano akt erekcyjny klasztoru. Jego budynki wybudowano na szczycie Góry z prywatnych środków Melchiora von Gaschin. W testamencie zobowiązał on swoich spadkobierców do dbałości o klasztor i kult św. Anny. Zgodnie z jego wolą, na zboczach Góry w latach 1700-1709 Gaschinowie stworzyli coś na wzór publicznego parku. Na powierzchni kilku kilometrów kwadratowych zbudowali kompleks trzydziestu barokowych kaplic i trzech kościołów. Stworzono w ten sposób rodzaj architektonicznego modelu Jeruzalem. Wybudowano obiekty symbolizujące poszczególne stacje z życia Jezusa. Są to między innymi Golgota, Pałac Heroda, czy Góra Oliwna. Zabiegom tym sprzyjało ukształtowanie terenu. Trudno nie zauważyć, że inicjatywa wybudowania modelu Jeruzalem i ufundowania zakonu, który miał się opiekować pielgrzymami, budzi skojarzenia z tradycjami templariuszy. Ich zakon został powołany w roku 1118 dla posługi wiernym w Ziemi Świętej. Kalwaria przez bardzo długi czas pozostawała też własnością rodziny Gaschinów. Być może nie budziło to entuzjazmu Franciszkanów, którzy zajęci sobą, nie byli skłonni angażować się w organizację pielgrzymek. Miało się to zmienić dopiero po roku 1764, kiedy przesunięte zostały granice na Śląsku i Góra znalazła się w protestanckich Prusach. Wówczas franciszkanie zaczęli wkładać wiele trudu w to, by stała się ona ważnym, katolickim centrum religijnym.
Obok aury samego miejsca na atrakcyjność pielgrzymek wpływały uroczyście celebrowane msze i odpusty zatwierdzane przez papieża. Często kilkudniowy pobyt w niezwykłym otoczeniu był dla autochtonów wydarzeniem szczególnym. W latach 90. XVIII stulecia przybywało na Górę około 75 000 pątników rocznie. Modlitwa w pobliżu relikwii św. Anny, w podobnej do Jeruzalem topografii, stanowiła dla biednych autochtonów namiastką podróży do jednego z najważniejszych miejsc pamięci chrześcijaństwa. Wielogodzinna wędrówka po stokach Góry była nie tylko okazją do refleksji wewnętrznej, ale również wysiłkiem fizycznym, służącym rozpamiętywaniu cierpień Chrystusa. W XVIII wieku wykształcił się zwyczaj kupowania pamiątek, które stanowiły namacalną obecność świętego miejsca w domach pielgrzymów. Były one jednocześnie świadectwem pobytu na Górze.
Obok dewocjonaliów i drobnych sprzętów sprzedawano również książki. Niektóre z nich wydawane były z myślą o sprzedaży tylko na Górze. Za przykład posłużyć może wydana w 1767 roku we Wrocławiu Nowa Jerozolima, albo Kalvarya całej męki Jezusowej, y Bolesnej Matki Jego Maryi Panny wyrażająca drogi… Książka miała też swój niemiecki przekład. Na przestrzeni kolejnych dziesięcioleci doczekała się wielu wydań. Z czasem na samej Górze powstały dwie drukarnie, w których powstawały zarówno polskie, jak i niemieckie publikacje. Początkowo relacje zakonników z administracją pruską układały się poprawnie. Kiedy w roku 1789 na Górze św. Anny pojawił się król pruski, Fryderyk Wilhelm II, przyjmowany był z wielką życzliwością. Te dobre relacje z państwem pruskim miały się jednak szybko skończyć. W roku 1810 na prawie 50 lat zakon uległ sekularyzacji, a to w sposób oczywisty doprowadziło do ruiny zabudowania klasztorne. Do dewastacji kompleksu parkowego przyczyniły się również kopalnie bazaltu, podchodzące nieomal pod próg klasztoru. W czasach gwałtownego rozwoju dróg, a potem kolei żelaznych materiał ten miał wielkie znaczenie. Fragmenty parku zamienione zostały na pola i pastwiska. Na wznowienie działalności monasteru władze pruskie zezwoliły w roku 1859, ale już 16 lat później ponownie usunięto franciszkanów. Powrócili w roku 1887. Kolejne próby likwidacji klasztoru przez rząd pruski wynikały z zamiaru wymuszenia na autochtonach zmiany wiary i przejścia na protestantyzm. Próby narzucenia głęboko katolickiej społeczności autochtonicznej innej religii przyniosły efekty dokładnie odwrotne od zamierzonych. W latach 80. XIX stulecia na Górę przybywało przeciętnie 400 000 pątników rocznie. Procesje były wielkimi manifestacjami kulturowej niezależności autochtonów od protestanckich Prus. Również pielęgnowanie odrębności językowej było wyrazem niechęci i kontestacji państwa pruskiego. Powodów do niej na płaszczyźnie społeczno-socjalnej było bardzo wiele. Góra stała się symbolem prawa do inności i tożsamości regionalnej. Wiosną 1921 roku na Górze św. Anny miały miejsce walki w ramach III powstania śląskiego. W dniu 22 maja 1938 roku, w obecności 25 000 gości, otwarto gigantyczny amfiteatr i mauzoleum poległych uczestników niemieckiej Samoobrony (Selbstschutz). Tutaj hitlerowcy koncelebrowali swoje pseudogermańskie obrzędy i – manipulując historią Góry – nadużywali tego miejsca dla celów politycznych. W tym samym amfiteatrze i w podobny sposób historią tego miejsca szafowali komuniści. W 1946 roku zorganizowano manifestację, w której miało wziąć udział 30 000 osób. Wybudowano kolejny pomnik autorstwa Ksawerego Dunikowskiego. Na wmurowanie przynajmniej pamiątkowej tablicy ku czci Żydów pomordowanych w obozie koncentracyjnym, który na Górze zbudowali hitlerowcy, do dziś nikt się jednak nie zdobył. Również po II wojnie światowej na Górze św. Anny miało miejsce kilka istotnych wydarzeń. Do najważniejszych należał zapewne pobyt papieża Jana Pawła II w 1983 roku. Tu też w dniu pierwszych wolnych wyborów w Polsce, 4 czerwca 1989 roku, miała miejsce pierwsza od czasów wojny niemieckojęzyczna msza – wydarzenie o wyjątkowym znaczeniu dla tożsamości autochtonów. Teraz paradoksalnie niemieckość stała się symbolem kontestacji wobec sytuacji politycznej. Dziwi, że do dziś nie została dokładniej zbadana historia pochodzenia figury św. Anny Samotrzeciej i relikwii babki Jezusa Chrystusa. Gdyby miała się potwierdzić hipoteza, że znalazła się na Śląsku za sprawą templariuszy i że Melchior von Gaschin był potomkiem jednego z nich, to rzuciłoby to na historię tego miejsca zupełnie nowe światło. Tradycja ta mogłaby się stać inspiracją dla autochtonów do budowania tożsamości na zupełnie nowych, europejskich fundamentach bez narodowych konotacji.
Opisy zdjęć: