W XI wieku Śląsk w przeważającej części był bezkresnym pustkowiem. W trudnych do przebycia lasach, w daleko oddalonych od siebie wioskach mieszkali słowiańscy chłopi. Nie zmienia to faktu, że panujący tu książęta piastowscy już wówczas należeli do arystokratycznych, elit europejskich. Tak też byli postrzegani na zachodnioeuropejskich dworach.
W XI wieku Śląsk w przeważającej części był bezkresnym pustkowiem. W trudnych do przebycia lasach, w daleko oddalonych od siebie wioskach mieszkali słowiańscy chłopi. Nie zmienia to faktu, że panujący tu książęta piastowscy już wówczas należeli do arystokratycznych, elit europejskich. Tak też byli postrzegani na zachodnioeuropejskich dworach. Byli atrakcyjnymi kandydatami do małżeństw i sami żenili się z europejskimi księżniczkami. W ten sposób ukształtowały się sieci rodzinnych i towarzyskich powiązań.
Niemniej śląscy Piastowie zdawali sobie sprawę, że o ich pozycji towarzyskiej i politycznej decyduje sytuacja ekonomiczna. By ją polepszyć, musieli zainicjować rozwój gospodarczy tej ziemi. Chociaż procesy modernizacyjne rozpoczęły się na Śląsku już wcześniej, to pełnej dynamiki nabrały dopiero za panowania Henryka Brodatego i jego żony Jadwigi. Była ona córką hrabiów Andechs i książąt Meranu, uważających się za konkurentów Wittelsbachów. Księżna była spokrewniona była z dynastą Staufów. Jej matka pochodziła z domu Wettinów, a siostry były królowymi Francji i Węgier.
Pozycja Jadwigi wśród rodów panujących w ówczesnej Europie dalece przerastała rolę Piastów, a małżeństwo z Henrykiem Brodatym było nieomal mezaliansem. Nic więc dziwnego, że z zainteresowaniem patrzyła na koronę polską. Rozpoczęte przez nią procesy modernizacyjne nie miały jednak nic wspólnego z dążeniem do zmiany oblicza politycznego tej ziemi, a jedynie pomnażaniem zysków. Wielkie połacie Śląska leżały odłogiem i były pokryte lasami. Kolonizacja miała na celu uczynienie tej ziemi bardziej urodzajnej.
Większość członków dworu Henryka Brodatego miała słowiańskie nazwiska, choć wiadomo, że książę bardzo tęsknił za światem zachodnim. Wydaje się jednak mało prawdopodobne, by tłem procesów modernizacyjnych były zamysły zmiany mentalności ówczesnych mieszkańców, a tym bardziej języka jakim się posługiwali. Przypuszczalnie nikt się nawet nad czymś takim nie zastanawiał. Rozważania o etnicznie obcych elementach były poza jakąkolwiek fantazją. W tamtych czasach liczyły się tylko interesy dynastii. Wysiłki Henryka Brodatego na rzecz gospodarczego umocnienia Śląska miały doprowadzić do przejęcia politycznej hegemonii w Polsce.
Z dzisiejszej perspektywy trudno sobie wyobrazić, żeby klasztory były instrumentami ekspansji ekonomicznej i technicznej modernizacji. Ale we wczesnym średniowieczu posiadały one zupełnie inny potencjał polityczny i kulturalny. Były korporacjami posiadającymi nie tylko silne struktury organizacyjne, ale i zaplecze intelektualne, a to predestynowało je do roli centrów kolonizacyjnych. Ich fundatorami byli książęta upatrujący w nich instrumentów umacniania swojej władzy.
Cystersi pojawili się po raz pierwszy w Lubiążu nad Odrą w roku 1175, gdzie zaprosił ich książę Bolesław I. Wówczas to potwierdził nadanie im tego terytorium i zobowiązał się do ich ochrony. Na Górny Śląsk, do Rud cystersi przybyli najprawdopodobniej w roku 1258. Klasztor usytuowany był nad spławną wówczas rzeką Rudą. To stąd wyszły impulsy modernizacyjne dla całego regionu. Wówczas Górny Śląsk był jeszcze bardziej zacofany cywilizacyjnie niż Dolny.
Wśród bezkresnych lasów ludzie mieszkali w niezwykle prymitywnych domach, składających się z wykopanej w ziemi piwnicy, umocnionej drewnianymi, bocznymi ścianami. Na dole było klepisko. Piwnice były bezpośrednio przykryte dachem, którego dolna krawędź dotykała ziemi. Chłopi mieszkali w jednym pomieszczeniu razem ze swoimi zwierzętami. Ziemie na polu uprawiano za pomocą kamiennych kopaczek. Ich sytuacja prawna była nie do pozazdroszczenia: byli własnością pana lennego i przywiązani do ziemi. Małżonków wolno im było dobierać tylko w obrębie jednej wioski. Bez zgody pana feudalnego nie wolno im było opuszczać najbliższej okolicy. Ich właściciele mogli wymuszać na nich każdy rodzaj pracy i skazywać na najdramatyczniejsze warunki socjalne. Chłopi pozbawieni byli wszelkich praw i nie mieli się do kogo odwołać. Nic też dziwnego, że efektywność ich pracy była fatalna.
Z inicjatywy cystersów ich sąsiadami stawali się chłopi z różnych części cesarstwa, ale zdarzali się również osadnicy z dalekiej Francji. Przynieśli oni ze sobą formę wioski opartej na kształcie elipsy. Na jednym z jej końców budowano drewniany kościół, który przez setki kolejnych lat był jedynym obiektem użyteczności publicznej. Wzdłuż elipsy budowano drogę, a prostopadle do niej kolejne gospodarstwa. Każde z nich uprawiało ziemię na tyłach zabudowań, bo pola rozchodziły się niejako promieniście od wioski. Skracało to drogę do pastwisk i pól, zajmujących o wiele więcej miejsca niż w epoce poprzedniej. Przybysze przynieśli ze sobą również inną architekturę domów. Budowali je równo z ziemią, a dachy znajdowały stosunkowo wysoko ponad głową. Te domy były znacznie przestronniejsze i składały się z całego szeregu zróżnicowanych pomieszczeń. Była tam kuchnia, sypialnia, spichlerz. Obok budynku mieszkalnego zaczęto budować budynki o podobnym kształcie z przeznaczeniem na stodołę, szopy na sprzęt rolniczy i chlewy. Zmiana ta oznaczała fundamentalny postęp cywilizacyjny.
W rolnictwie po raz pierwszy upowszechniło się żelazo. Bodaj najważniejszym, nowym narzędziem był pług z kołami i półokrągłą skibą, która przewracała ziemię na drugą stronę. Jest to metoda stosowana do dziś i stanowiąca zasadniczy postęp w stosunku do spulchniania ziemi kopaczką. Pług pozwolił na zwielokrotnienie płodności ziemi. Pojawiły się też żelazne widły, kosy, nowe części zaprzęgu konnego. Wszystkie te techniki gospodarowania z czasem przejęli również słowiańscy sąsiedzi. Zmiany te spowodowały, że ilość uprawianej ziemi i plony rosły w sposób ekspotencjalny. Nic więc dziwnego, że ludność Górnego Śląska wzrosła w ciągu stu lat niemal dziesięciokrotnie. Wszystko to dalece zmieniło oblicze regionu. Na przełomie XIII i XIV wieku sposób gospodarowania na Górnym Śląsku upodobnił się do Europy Zachodniej.
Największą wartością, jaką osadnicy ze sobą przynieśli, było nie tyle wyposażenie w nowoczesny sprzęt czy pieniądze, ale motywacja do pracy, tęsknota za sukcesem, gotowość do zwiększonego wysiłku oraz umiejętność pokonywania trudności. Wszystko to przyczyniło się do daleko idących zmian mentalności mieszkańców Górnego Śląska.
To, czego nie udało się zmienić, to sytuacji prawnej obu grup ludności. Przesiedleńcy byli ludźmi wolnymi, którzy za uprawę ziem zobowiązani byli do płacenia stałej kwoty pieniężnej. Przypominała ona rodzaj współczesnego podatku. Przywilej ten nie przysługiwał pierwotnej ludności słowiańskiej.
Ta dwoistość systemu miała spowodować fatalne konsekwencje. Z czasem kolonistom odebrano ich przywileje i sytuację prawną zrównano do tej, w jakiej znajdowali się słowiańscy sąsiedzi. Niezależenie od faktu, że z czasem doszło do całkowitego wymieszania obu grup ludności.
Niezwykłym zjawiskiem było przejęcie przez przesiedleńców na Górnym Śląsku języka swoich wcześniej mieszkających tu sąsiadów.
Chociaż Jadwidze von Andechs i Henrykowi Brodatemu udało się zmienić oblicze ekonomiczne Śląska, to nadzieja na przejęcie polskiej korony się nie spełniła. Złożyło się na to wiele przyczyn. Być może zbyt silne stały się powiązania gospodarcze, cywilizacyjne i rodzinne z Cesarstwem.
W wyniku procesów modernizacyjnych zainspirowanych przez Jadwigę von Andechs powstało miasteczko Ujazd. Należy ono do kilku najstarszych miast na Górnym Śląsku. Ze średniowiecza ostały się jedynie ruiny zamku.
Opisy zdjęć: