Fot. Natalia Klimaschka
O utopkach rozmawiało się kiedyś w moim domu często. Są one złośliwymi duchami wodnymi, które stawiają sobie za cel odwodzenie ludzi od religii katolickiej. Utopce stroiły sobie często żarty i kpiły ze swoich ofiar. By ich zwabić upodobniały się do bliskich osób ich ofiar. Owe demony porywały zarówno dzieci, jak i dorosłych, by już na zawsze zatrzymać ich w mętnych otchłaniach wody. U mnie w domu wszyscy byli zgodni, że jedynym ratunkiem przed utopkiem była woda święcona, różaniec lub znak krzyża świętego. Tego się utopki bardzo bały.
Koleżanki mojej ołmy Blandyny uważają, że stwory te w czasach pogańskich miały dobre relacje z ludźmi, a nawet się z nimi przyjaźniły, wymieniając się przedmiotami codziennego użytku. Później miało się to zmienić. Podobno po raz pierwszy dały one o sobie znać, kiedy na polecenie Heilige Hedwig von Andechs w okolice Rud Raciborskich przybyli pierwsi mnisi. Przypłynęli tam łodziami, ponieważ w tamtych czasach rzeki stanowiła najważniejsze, często jedyne szlaki komunikacyjne. Akcje kolonizacyjne mnichów w Rudach miały budzić irytację utopków. Od sąsiadów słyszałam też inną wersję, że utopki są duchami pomordowanych emigrantów husyckich. Po śmierci mieli się oni zamienić w wodne demony. Onkel Eugen powtarzał często, że utopki to strącone anioły. W kościele słyszałam kiedyś, że utopki są to dusze pokutujące za grzechy. Trudno mi orzekać, jak było naprawdę.
Zdaniem mojej ciotki Lucyny to, że utopki są demonami wodnymi wynika z faktu, że w naszej okolicy znajduje się wiele terenów podmokłych. Jest tu wiele stawów, rzek oraz potoków. Przecież miasto Rybnik, wcześniej Rybniki, zawdzięcza swoją nazwę właśnie ogromnej ilości ryb w okolicy.
O wyglądzie utopków można dużo powiedzieć, gdyż widziało ich wiele osób. Niektórym objawiały się te duchy pod postacią młodego chłopca, innym w formie karłowatego mężczyzny, który zamiast lewej nogi posiada końskie kopyto, ma twarz pomarszczoną i oczy wyłupiaste. Byli też tacy, którzy widzieli utopki pod postacią skrzydlatego wodnego demona. Inni zauważyli, że utopki są podobne do wielkich żab, które mają błony między palcami.
Utopki istniały naprawdę! Do moje urołmy Blandyny chodziył jedyn kawalyr na zolyty. Był fest religijny, a wierzył w Ponboczka. Jedyn roz jak tyn karlus jechoł nieskorzi po cimoku nazot dudom, to przejeżdżoł forbaj kołym wele stawu. Drogę tę pokonywał już wiele razy. Trasa była przyjemna, poza kopruchami, które próbowały go pokąsić. Zazwyczaj o tej godzinie nikogo już nie było w pobliżu, więc chłop się bardzo wystraszył, gdy w pewnym momencie usłyszał przeraźliwy krzyk. Rozpaczliwy dziewczęcy głos wołał o pomoc. Dobiegał on od strony stawu, jednakże nikogo nie widział, gdyż było już ciemno. Zszedł z roweru i skierował się nad brzeg, przedzierając się przez gąszcza roślin i krzaków szukał nieszczęśliwej dziewczyny. Nachylając się nad powierzchnię, ujrzał ludzką twarz, która uśmiechnęła się do niego. Twarz była delikatnie zniekształcona, przypominała ludzkie ciało, które od kilku dni rozkładało się od czasu spędzonego pod wodą. Sekundę później ręka potwora wynurzyła się i chwyciła go za kostkę, ciągnąc pod wodę. Chłop wrzasnął i wyrwał się z uchwytu. Pędząc w stronę roweru wiedział już, że właśnie napotkał utopka, straszliwego demona przed którym przestrzegała go moja urołma Blandyna. Ale że kawalyr był fest spórny, to moja oma go chyciyła za szkrawikel i wyciepła raus z chałupy.
Smutne to, ale w ostatnich dziesięcioleciach utopki przestały pilnować ludzi, by trwali w katolickiej wierze. Moja urołma Rozalia uważała, że wynika to ze strachu utopków przed dzwonami kościelnymi. Teraz kościołów jest bardzo wiele i stoją w każdej wiosce. Są więc tak blisko od siebie, że niewiele jest miejsc, gdzie dzwonów nie słychać.
Ja obawiam się jednak, że oma Rozalia nie ma racji. Tak naprawdę mocno religijnych ludzi już nie ma prawie wcale i utopki nie mają już na kogo polować. Ani ja, ani moja mama nigdy nie spotkaliśmy ich w każdym razie na swojej drodze.
This is some text inside of a div block.