Fot. Edmond Dantès // Pexels
Gdy opadł już pył wielomiesięcznej kampanii i nastała powyborcza rzeczywistość, wielu z głosujących cieszy się, że ich wybór był trafiony, a „upatrzony kandydat” zasiądzie w sejmowych ławach. Ale jak to z medalem bywa: przysłowiowe strony są zawsze dwie - więc i tutaj obok wygranych są ci przegrani.
Analizując ostateczne wyniki wyborów, szczególnie jeden rezultat przykuwa szczególną uwagę, a chodzi oczywiście o brak w poselskim gronie przedstawiciela mniejszości niemieckiej. Nie jest tajemnicą, że od przełomu politycznego w 1989 roku w polskim parlamencie przedstawciel mniejszości zawsze był. I pomimo iż apetyt mniejszości sięgał dwóch mandatów poselskich, to ostatecznie pozostał gorzki smak porażki, gdyż do sukcesu zabrakło blisko 4 tysięcy głosów.
Jak się okazuje zachwyt działaczy mniejszości nad profesjonalnie i dobrze poprowadzoną kampanią to zdecydowanie za mało, aby świętować wyborczy sukces. Tajemnicą Poliszynela jest to, że od dłuższego czasu liczba członków oraz sympatyków mniejszości nie jest oszałamiająco duża, a wieść niesie, że nawet sukcesywnie spada. Należałoby w tym miejscu również obalić mit, że mniejszość rzekomo ma zagwarantowane co najmniej jedno miejsce w sejmie, a oddane głosy wyborców są przy tym drugorzędną i mało istotną sprawą.
Rzeczywistość ukazała zupełnie inny obraz. Warto się jednak zastanowić, czy to obraz porażki, czy jednak kubeł trzeźwiącej wody. Przypatrując się ogłoszonym wynikom okazuje się, że miejscowości, które postrzegane były jako te, gdzie większość mieszkańców zadeklarowała przynależność do mniejszości - o dziwo opowiedziała się za Koalicją Obywatelską albo PiS, a dopiero kolejnym wyborem był komitet wyborczy Mniejszość Niemiecka.
Powstaje pytanie, czy uzyskanie odpowiedniego wyniku to tylko odpowiedzialność wyborców czy też liderów, których zadaniem jest poprowadzić swe środowisko do zwycięstwa? Zestawiając wyniki wyborcze z roku 2019, w porównaniu do roku 2023 widoczny jest ewidentny spadek poparcia o ponad 6 tysięcy oddanych głosów, co przekłada się także na poszczególnych kandydatów, a co istotne na czołowych przedstawicieli mniejszości niemieckiej.
Należałoby ubolewać, że ostatnie wybory samorządowe, które wieszczyły spadek poparcia dla mniejszości niemieckiej, nie zmotywowały liderów do podejmowania przemyślanych i strategicznych działań, czy też do otwartego dialogu. Nie zapraszano do rozmów ludzi mających szersze spektrum percepcji politycznej, czy też po prostu odmienne poglądy.
Czytając powyborcze komentarze można zauważyć, że wiele jest takich, które wyrażają współczucie oraz pocieszenie w tej beznadziejnej sytuacji. Sporo komentarz jest jednak przesiąkniętych głosem rozsądku - wskazują na potencjalne uchybienia oraz pojawiające się możliwe rozwiązania w kontekście nadchodzącej przyszłości.
Może w końcu liderzy mniejszości potraktują tegoroczną porażkę jako impuls do bardziej nowatorskich działań wskazując, że to środowisko to nie hermetyczna struktura dostępna tylko dla „swoich”. Że jednak istnieje wiele osób dobrej woli, którym zależy na rozwoju i działalności na rzecz społeczeństwa obywatelskiego z poszanowaniem historii, tradycji oraz kultury. Osób, przed którymi mniejszość niemiecka zamknęła drzwi.
Zawsze warto pamiętać, że to przede wszystkim dialog jest nośnikiem sukcesu, a nie tylko poprawnie zaaranżowany wizerunek medialny.
Anna Stawiarski
Nasze postulaty!
Mniejszość w ostatnich latach zaczęła przypominać getto dla wybranych. Kto błogosławieństwa z góry nie miał, ten w stowarzyszeniach zależnych od VdG (Związek Niemieckich Stowarzyszeń Społeczno-Kulturalnych w Polsce) nie miał co szukać. Skutkiem tej polityki organizacje nie tylko się kurczyły, ale i pauperyzowały. Z jak wielką zazdrością można spoglądać na siostrzane środowiska śląskie, z którym związani są intelektualiści i artyści o europejskiej renomie!
To nie jest tak, że w środowisku mniejszości niemieckiej nie ma wybitnych indywidualności - wręcz przeciwnie. Ludzie ci zostali tylko skutecznie zniechęceni do jakiejkolwiek współpracy z organizacjami VdG. Otwarcie na niemieckie środowiska intelektualne na ziemi opolskiej jest naszym głównym postulatem.
Na środowisko mniejszości niemieckiej składają się autochtoni o niemieckich korzeniach. Autochtoni, których przodkowie w XIX wieku wiele złego od napływowych Niemców doznali. Ludzie, którzy zrobili również wiele niedobrych doświadczeń ze współczesnymi Niemcami. Stąd też stosunek autochtonów do niemieckości jest obecnie ambiwalentny.
Dla autochtonów najważniejsza jest kombinacja pruskich tradycji z przywiązaniem do Heimatu, do ziemi rodzinnej. Bardzo ważne jest przywiązanie do języka śląskiego, który jest naturalnym językiem tego środowiska. Stanowi on także wyraźną socjologiczną granicę w stosunku do otoczenia.
Natomiast jakieś powszechne zainteresowanie znajomością języka niemieckiego, a tym bardziej posługiwania się nim na co dzień, nie istnieje. Podobnie trudno dostrzec w tym środowisku jakich symptomów tęsknoty, czy zainteresowania kultury współczesnych Niemiec. Moim zdaniem istnieje ona tylko w rzadkich i szczególnych przypadkach.
Położenie nacisku na pruskie tradycje, przywiązanie do ziemi rodzinnej oraz rezygnacja z importu kultury współczesnych Niemiec, to kolejny wielki postulat.
Stoimy w przededniu dwóch niezmiernie ważnych wydarzeń.
- Minione wybory uczyniły za bardzo prawdopodobne uznanie mniejszości śląskiej za mniejszość etniczną. Jest to ogromne środowisko, do którego przyznaje się niemal 600 tysięcy autochtonów. Co też daje wynik 10 razy większy niż w przypadku grupy osób przyznających do mniejszości niemieckiej. Zalegalizowanie środowiska śląskiego i jego potężne zaplecze intelektualne niewątpliwie zmarginalizuje mniejszość niemiecką.
- Coraz bardziej realnym staje się przyłączenie południowej i środkowej części województwa opolskiego do województwa śląskiego. Gdyby tak się stało, to z politycznego punktu widzenia mniejszość niemiecka staje się pozbawioną jakiegokolwiek znaczenia efemerydą. Przed marginalizacją nie uratują jej nawet niemieckie pieniądze.
Fazit jest tego prosty. VdG ma dwie możliwości: albo trwać przy fikcji rzekomej niemieckości środowiska autochtonów i marginalizować się z każdym rokiem coraz bardziej.
Albo…
Postawić na bliską kooperację z organizacjami śląskimi, a tym samym starać się w tym środowisku o umocnienie pruskiej identyfikacji oraz tradycji. I to powinno stać się jak szybciej.
Bo jak Ślązacy zostaną uznani za mniejszość etniczną, to VdG nie będzie już dla nich żadnym poważnym partnerem i do niczego ich nie będą więcej potrzebować.
Można jednak odnieść wrażenie, że elity mniejszości niemieckiej boją się, że jak za bardzo będą podkreślać swą śląską komponentę, to utracą legitymację do otrzymywania środków z puli pieniędzy przeznaczonych na mniejszość niemiecką. I to zarówno z polskiej, jak i niemieckiej strony. To jest polityka, która będzie miała dramatyczne, destruktywne konsekwencje.
Kolejny postulat: konieczne jest przesunięcie punktów ciężkości z kultury ludowej, popularnej, na wspieranie bardziej ambitnych wydarzeń kulturalnych. Takich, które będą budzić szacunek zarówno niemieckiej inteligencji na Górnym Śląsku, jak i jej polskich sąsiadów.
Oczywiście, że realizacja naszych postulatów nie jest jakimś cudownym środkiem na polepszenie kondycji mniejszości niemieckiej. Ani też nie ma ambicji, by tylko te postulaty były realizowane. Ale możemy przyjąć, że ich realizacja mogłaby przyciągnąć do organizacji wielu zbłądzonych autochtonów.
Peter Karger
Bezobjawowi Niemcy
Czołowe postacie opolskich Niemców nie dbają o swój honor. Podczas gdy liderzy Konfederacji ocenili krytycznie swój dobry wynik wyborczy i rozliczają winnych, komitet wyborczy MN ogłasza, że przyjął je z zaskoczeniem i smutkiem. Zaskoczone, to mogą być polityczne ciamajdy, a nie liderzy największej organizacji społeczno – politycznej w regionie.
Smucić zaś może się jedynie Galla, który w wieku zbliżonym do wieku Prezesa, ku naszemu zgorszeniu, nadal chciał nas reprezentować w polityce.
Już 20-go czerwca w znanej MN publikacji „Opolskie kalkulacje wyborcze” trafnie przewidzieliśmy wynik wyborczy w regionie. Kiedy opolski TSKN obiecywał zdobycie dwóch mandatów poselskich i jednego senatorskiego przewidywaliśmy, a zasadzie byliśmy tego pewni, że Mniejszość Niemiecka tym razem nie uzyska żadnego mandatu parlamentarnego.
Uzasadnialiśmy to, nie tylko trwającą nadal asymilacją, ale przede wszystkim tym, że w kierownictwie MN zostały jednostki słabe intelektualnie, nie potrafiące korzystać z dorobku swoich samorządowców i nie broniące interesów Ślązaków.
Spodobał się nam najmłodszy w Polsce poseł, Adam Gomoła z Gogolina, który mówi o sobie, że jest „dumnym Ślązakiem” i dumnym mieszkańcem Gogolina. Zdobył na liście Trzeciej Drogi prawie tyle głosów, co cała lista MN. Obiecał zadbać o przywrócenie finansowania nauki języka niemieckiego, czym wyręczy słabych liderów Mniejszości, która przeżywa kryzys przywództwa.
Na obecną kompromitację wyborczą MN od lat pracowali Bernard Gaida, Ryszard Galla i Rafał Bartek. To oni pogrążyli Mniejszość w marazmie, a sami stali się bezobjawowi. Do dzisiaj nie potrafimy zrozumieć, jak i dlaczego absolutny lider MN, Bartek – przew. TSKN, przew. VdG i przew. Sejmiku Opolskiego znalazł się na drugim miejscu listy MN.
Media zastanawiają się, gdzie MN popełniła błąd i czy nie był to jedynie „wypadek przy pracy”. Uważamy, że MN została politycznie unicestwiona przez swoich liderów. Podobnie wcześniej postąpiono z najbardziej znanym przywódcą Mniejszości.
Na politycznej scenie pozostała grupa trzymająca intratne stołki, bezwzględnie eksploatująca szyld „Mniejszość Niemiecka”. Być może, tak jak wokół Kaczyńskiego również „inni szatani byli tam czynni”, ale tego do końca nie wiemy.
Na wiosnę odbędą się wybory samorządowe, w tym do Sejmiku, które MN może przegrać. Później odbędzie się Walne Zebranie TSKN i okazja do wyprowadzenia sztandarów DFK. Smutne to, ale takie jest życie wśród swoich.
Gerhard Bartodziej, Heinrich Kroll, Bernard Sojka